Menu
logo irlandia.ie

Wywiad z Renatą Ledzińską – polonijną artystką malarką

Seven Lives of One Self Seven Lives of One Self Renata Ledzińska

- Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sztuką i z malarstwem?

To wszystko się zaczęło, gdy miałam 19 lat. W tamtym czasie nie przejawiałam żadnego zainteresowania malarstwem, raczej rysowałam notorycznie w zeszytach szkolnych. Wtedy dostałam w prezencie farby olejne, a jak już miałam takie profesjonalne farby to stwierdziłam, że ich użyję. Mój pierwszy obraz namalowany był na desce-półce, wyciągniętej z mebla rodziców, zagruntowanej zwykłą emulsją. To był zachód słońca na wzór tego z pocztówki. Moje dzieło stało pod ścianą i byłam zadziwiona jak długo schnie i jak pięknie pachnie. Wszyscy moi goście i koleżanki, a nawet moja rodzina była pod wielkim wrażeniem, że udało mi się stworzyć coś takiego. Ja sama byłam w szoku, że to namalowałam.  I tak przez następne kilka lat próbowałam wielu rzeczy, uczyłam się. Nie miałam wtedy jeszcze  własnej koncepcji na moje malarstwo ani własnego stylu. Jednak zmierzało to w kierunku malarstwa symbolicznego. Pierwszy taki obraz namalowałam przed urodzeniem mojej córki – nazwałam go „Macierzyństwo”. Ale definiować to, co malowałam, zaczęłam dopiero jakieś 3 lata temu. Dziś nazywam to „Spersonalizowanym Malarstwem Symbolicznym”.  

- Czy uczyłaś się malarstwa?

Nie, nigdy nie uczyłam się malarstwa. Nawet do książek, które kiedyś sobie kupiłam o malowaniu olejnym nie zaglądałam. Zupełnie nie miałam zapału do nauki malowania. Od początku sama czułam farby olejne. Intuicyjnie wiedziałam ile dodać pokostu, oleju lnianego czy terpentyny. Sama tak naprawdę nie potrafiłabym nikomu wytłumaczyć dlaczego na palecie mieszam materiały w takich, a nie innych proporcjach. Wujek powiedział mi kiedyś: „pomieszaj farbę z terpentyną i olejem lnianym” i było to dla mnie tak proste, jak to właśnie brzmiało.

- Czym jest dla Ciebie kobiecość, i jak ona się wiąże z Twoją kreatywnością?

To właśnie przez poszukiwanie mojej kobiecości znalazłam się w obszarze malarstwa. Zawsze czułam, że kolory są ze mną w bliskiej relacji. Potrafiłam określić, jaki kolor mnie uspokaja, jaki ożywia, jaki inspiruje, jaki ugruntowuje. Intuicyjnie wiedziałam, że aby pojąć i zrozumieć pewne zjawiska mogę użyć do tego koloru. Gdy czułam, że potrzebuje koloru brązowego to malowałam sobie obraz z tematem w tym właśnie kolorze. Tak powstała „Brązowa Kobieta”. Poprzez namalowanie tego obrazu zintegrowałam w sobie i określiłam kobiecość w tamtym czasie. Teraz pewnie powstałby zupełnie inny obraz, bo przecież każdy z nas w pewien sposób ciągle ewoluuje.  Kobiecość i kreacja to dla mnie takie synonimy. Są nierozłączne dla mnie, bo jestem kobietą.

- Czym jest dla Ciebie kreatywność?

Kreatywność to ogromna siła. Subtelna, ale wszechmocna. Dużo czasu zajęło mi nauczenie się i wzięcie odpowiedzialności za to, co kreuję w życiu. Bo całe nasze życie to tak naprawdę ciągła kreacja. Długo żyłam raczej reagując na wydarzenia w moim życiu, niż je świadomie wybierając i decydując  z głębi serca. Teraz już wiem, jak to robić. I chciałabym, by inni tez mogli sobie zdać sprawę z Siły Kreacji. Bo wszyscy tworzymy ten świat – mniej lub bardziej świadomie, ale tworzymy.

- W jaki sposób powstają Twoje obrazy, jak wygląda Twój proces tworzenia?

Cały proces tworzenia obrazu jest dość długi. Sam okres jego powstawania w mojej głowie jeszcze przed faktycznym malowaniem też często trwa lata lub miesiące, a biorąc pod uwagę jeszcze to, że farby olejne potrafią schnąć pół roku albo i cały rok to się robi szmat czasu. Czasem jednak zdarza się tak, że cały proces trwa tylko kilka dni. Niczego tak naprawdę nie da się tu przewidzieć. Aby poczuć przyszłego właściciela obrazu używam prostych narzędzi, takich jak fotografie, kolory czy muzyka, którą lubi dana osoba. Czasem koncepcja i inspiracja przychodzi na pierwszym spotkaniu z klientem, czasem dużo później. Gdy już jestem pewna, że wszystkie elementy wstępne współgrają ze sobą w mojej głowie, to szukam czasu na malowanie. Zazwyczaj trwa ono średnio 8 godzin. Lubię mieć na to cały jeden dzień. Słucham wtedy muzyki, którą klient mi wysyła i jestem otwarta i czujna na to, co się dzieje na płótnie, gdyż pomysł to jedno, ale samo wykonanie jest procesem, rodzajem eksperymentu. To rodzaj medytacji, takiego skupienia jednocześnie do wewnątrz, jak i na zewnątrz.

- W jaki sposób łączysz się z energią klienta, co wtedy czujesz?

Łączę się chyba właśnie poprzez muzykę. Czasem  jednak nie słucham  tej, którą mi klient wysyła tylko swojej własnej albo po prostu pracuję w ciszy. Różnie to bywa. Wierzę, że  wszyscy jesteśmy połączeni ze sobą, więc połączenie się z kimś w trakcie tworzenia obrazu  dzieje się niemalże naturalnie. Wystarczy szczera intencja. Co wtedy czuję? Hmm... Nie jest łatwo określić to słowami, ale chyba najbliższe słowo to poddanie się, zaufanie. Czuję wtedy wielką ufność. Czasem płaczę ze wzruszenia, czasem czuję złość  – wszystko jest zależne od tego, co w danej chwili maluję.

- W jaki sposób kreowanie obrazu wpływa na Ciebie, czy to Cię zmienia, rozwija?

Tak, i to bardzo. Jakości, z jakimi się spotykam na obrazach klienta oddziałują na mnie nie tylko podczas tworzenia obrazu, ale także podczas jego schnięcia. To tez kocham w farbach olejnych, ze obraz musi zostać u mnie mniej więcej 3 miesiące. Obraz porusza we mnie te obszary, "które akurat są do poruszenia". Zawsze jest to właściwe. Często dzieje się tak, że dodaję do obrazu jakość, która jest brakująca zarówno we mnie, jak i w życiu przyszłego właściciela obrazu. Może to być cierpliwość – wtedy farby schną dłużej niż zwykle. Tak to mniej więcej działa.

- W jaki sposób, ewoluujesz, rozwijasz się, i jak to się odbija w obrazach które tworzysz?

Dzięki mojej pracy i temu, co tworzę, potrafię z empatią i spokojem słuchać nawet najtragiczniejszych ludzkich historii. Kiedyś znacznie bardziej dotykało mnie to emocjonalnie. Wiem teraz, że wszystkie nasze doświadczenia życiowe mają swoja wartość, nawet te najtrudniejsze. Każdy wybór należy do nas – dzięki każdemu z nich możemy stać się piękniejsi, silniejsi,  Możemy też pozwolić sobie na słabość, na nieradzenie sobie i to też jest doświadczanie. Nie oceniam. Nie neguję doświadczeń nieprzyjemnych na korzyść przyjemnych. Z taką samą przyjemnością w swojej twórczości opowiadam o obu tych aspektach życia. Wszyscy się zmieniamy, życie jest sztuką, procesem, i to jest piękne. Interesujące jest na przykład namalowanie dwóch obrazów o tej samej tematyce dla tej samej osoby w dużym odstępie czasu. Można niemalże rzec, że na tych dwóch obrazach są dwie inne osoby. I tak w pewnym sensie jest. Na przestrzeni kilku lat potrafimy się bardzo zmienić.

- Twoja ostatnia wystawa to wystawa wyjątkowa, związana z jedną osobą, czy możesz nam opowiedzieć jak do tego doszło?

Zwykle jest tak, że maluję jeden obraz dla klienta i przygotowuję się do niego robiąc kilka zdjęć –  7 lub 8, nie więcej. Z Martą Łukaszewicz miało być podobnie, ale tak się jednak nie stało. Najpierw długo przymierzałyśmy się do sesji, a kiedy już wreszcie ten moment nastąpił, jej osobowość i kreatywność spowodowała, że zrobiłam chyba ze 100 zdjęć. Nie byłam pewna czy jest jakaś jedna dominująca koncepcja na obraz dla niej. Pierwszy raz w życiu miałam tremę przed namalowaniem obrazu. Nie za bardzo wiedziałam, dlaczego tak się dzieje, postanowiłam wiec namalować sobie wstępny obraz na rozgrzewkę – nie wystarczyło, wiec powstał  drugi "na rozgrzewkę". Rozmawiałyśmy sporo w czasie tego procesu malowania. Potem  powstał trzeci obraz i  jeszcze czwarty – wszystkie "na rozgrzewkę". Efekt końcowy to 7 obrazów o Marcie.

W tym samym czasie właścicielka Art Café poszukiwała obrazów do urządzenia wnętrza kawiarni i poprosiła mnie o pomoc. Kiedy znalazłam się na miejscu znałam już odpowiedź. To była przestrzeń dla obrazów "O Marcie". Ale jak w restauracji powiesić nagie, choć ubrane w kolor, ciała? Jednak Kama, menadżerka lokalu, była otwarta. Każdy  obraz wnosił coś innego do całości, każdy opowiadał  o innym aspekcie Marty. Nadal nie uważam, że temat wyczerpałam. Zdałam sobie sprawę,  że można malować niezliczoną ilość obrazów dla jednej osoby, gdyż każdy z nas ma wiele aspektow i każdy jest inny. Obie z Martą miałyśmy otwartość na to, co się dzieje.  Marta pożyczała te obrazy po kolei i wieszała w swoim domu. „Czytała  treść” – tak o tym mówiła. Tym sposobem powstał pomysł biblioteki obrazów. Mogę komuś wypożyczyć obraz do domu. Osoba pracuje sobie z obrazem tak długo, jak tego chce, a potem go oddaje. Tak właśnie robiła Marta. Razem z mężem robili sobie sesje z moimi obrazami. I potem opisywali mi wrażenia, jak po przeczytaniu książki.

Wspaniała jest siła odbioru Marty, a przeciez ogromna i cudowna jest siła jej kreacji. Spotkała nas z Martą niesamowita przygoda.  Zobaczymy, gdzie nas to też zaprowadzi, bo wystawa może wcale nie być zakończeniem tego procesu tylko jakimś przystankiem na drodze – dokąd? A kto to wie? Ja uwielbiam słuchać śpiewu i muzyki El Grey, czyli zespołu Marty i Krzysztofa. Tworzą niezwykły duet na scenie. Grali na mojej pierwszej wystawie w Dublinie trzy lata temu. Teraz zagrają na mojej piątej wystawie, a trzeciej w Dublinie. Mogę również zobaczyć jak muzyka i śpiew Marty ewoluuje. Śmiało mogę powiedzieć, że kocham zarówno jej początkowe utwory, jak i obecne. Mam wrażenie, że przez te trzy lata obie poszłyśmy w podobnym kierunku twórczości. Czyli bardziej "do wewnątrz" siebie.

- Jakie masz plany na przyszłość w karierze i w życiu?

Tak trochę przekornie odpowiem, że ich nie mam. I że chciałabym przez jakiś czas nacieszyć się takim kształtem mojego życia, jaki mam teraz. Gdy stajesz w momencie spełnienia i wiesz, że tak jak jest, tak jest cudownie, to nie chcesz nic zmieniać. Życie to jednak ciągła zmiana. Robię  średnio raz na rok wystawy, aby przybliżyć ludziom to, co tworzę,  i to czego mogą się spodziewać, jeśli wejdą w kontakt ze mną. Ciesze się również tym czasem, jaki mi pozostał w kontakcie z moimi dziećmi, które jeszcze nie wyszły z domu. Pasjonuje mnie podejmowanie się "wyzwań rodzinnych", gotowanie, czy nawet mycie naczyń. Jeśli powiem, że kocham ludzi i są dla mnie cudowni, to może zabrzmi banalnie, ale tak właśnie jest. Codziennie jestem zaskoczona, jaki potencjał drzemie w nas, w ludziach, i jak powoli budzimy się do pełniejszego życia. Jesteśmy  naprawdę bardziej świadomi nas samych i otaczającego nas świata niż 27 lat temu, kiedy zaczynałam malować obrazy. Jesteśmy bardziej świadomi na wielu poziomach – m.in. tego, co jemy i jak żyjemy. I oby ten proces przebiegał dla mnie i dla świata właśnie w tym kierunku.

 

-Dziękuję za wywiad!

Sylwia Bartosz

 

  • A już w sobotę 11-go lutego 2017r. w godz. 17-22 odbędzie się Wystawa Renaty Ledzińskiej w Art Café Dublin przy 1 Frenchman’s Lane, Dublin 1. Wystawa będzie zatytułowana „Seven Lives of One Self”. Więcej  szczegółów na stronie eventu na FB: https://www.facebook.com/events/154724928342331/. Zapraszamy!
powrót na górę